„Rzecz o zapaści w psychiatrii dziecięcej w Polsce”

Chłopak nie patrzy w oczy rozmówcy, gdy mówi. Chce zmienić szkołę, bo koledzy mu dokuczają. Choć dużo się uczy, wciąż słabo mu idzie. Ma dysleksję. Z nerwów boli go głowa, czasami boli go brzuch. Musi czymś się zająć, aby nie myśleć. Po krótkiej rozmowie dziękuje tak szczerze, że aż zawstydza. Dziewczyna trafia z zakładu poprawczego. Nie ma własnej rodziny. Nie chce powiedzieć ani słowa, nie zgadza się na badania. W końcu krzyczy, że była ofiarą molestowania i leczy się psychiatrycznie. W ośrodku dokuczają jej koleżanki. Łyka żyletki, zszywki, szpilki. Byle się stamtąd choć na chwilę uwolnić.

Chłopiec mówi, że jego rodzice biologiczni zapili się na śmierć. Nowa rodzina nie jest idealna, ale dla niego dobra. W rozmowie z chłopakiem wyczuwa się, jak bardzo jest inteligentny i wrażliwy. Trzyma się z towarzystwem „uliczniaków”. Ma tak silne stany lękowe, że powodują zaburzenia świadomości. 

Dziewczynce rozpada się rodzina. Koleżanki w szkole śmiały się trochę, że jest gruba. Czuje, że nad niczym nie jest już w stanie zapanować. Znajduje coś, co pozwala jej złapać kontrolę – masa swojego ciała. Każda kaloria wyliczona dokładnie. Jest coraz chudsza, przestaje miesiączkować, jej serce pracuje dwa razy wolniej niż powinno – jest ryzyko, że w końcu się zatrzyma. Ale dla niej nie ma to znaczenia. Woda też ma kalorie. 

Dziewczynkę boli brzuch. W szpitalu objawy ustępują. Mama nieśmiało mówi, że może to przez tatę dziewczynki. Jest od kilku lat bardziej nerwowy i taki dziwny ostatnio. Przemoc? „No chyba nie…” – mówi nieprzekonująco. Ucieka z córką z oddziału – nie jest gotowa na pomoc. 

Chłopca boli brzuch. „- Czy syn ma jakiś stres? Może coś się dzieje w szkole?”
„- No co Pan?! Zawsze ma czerwony pasek, uczy się trzech języków, pływa, jeździ konno, jest mistrzem okręgowym w tenisa. Nie, nie ma żadnych stresów.”

Dziewczynka płacze na wizycie. Powiedziała najbliższej koleżance, że idzie do szpitala. Nie rozumie, czemu przyjaciółka ją wyśmiała. 

To tylko kilka przykładów z mojej niespełna rocznej pracy na oddziale pediatrycznym. Bóle brzucha, bóle głowy, biegunki, utraty przytomności…Organizmy już nawet tych najmłodszych wołają o pomoc. Dzieciaki nie są w stanie wytrzymać presji. 

W świecie, gdzie zamiast zauważyć drugiego człowieka, patrzymy w ekrany urządzeń elektronicznych bezmyślnie scrollując kolejne portale, lajkując nienawistne komentarze, jak sędziowie przesuwamy w lewo lub prawo na portalach randkowych. 
Sami ledwo sobie radzimy ze współczesnością. Kolejne pokolenie nie ma możliwości szukać w nas oparcia. Bez autorytetów, bez mentorów. Sami. Sami. Sami. 

Chcąc zagłuszyć własne kompleksy, oceniamy i drwimy z innych, nie znając nawet ułamka ich historii. Gdy wokół jest tyle zła, nagradzamy aplauzem kolejny filmik jak jeden „zmasakrował” drugiego. Byle mocniej, byle boleśniej. By choć przez chwilę poczuć się lepiej. 

Jaką przyszłość szykujemy sobie i naszym dzieciom? Nie wiem. Ale człowieczeństwo i proste odruchu serca są dziś mocno w odwrocie.

Pytanie co z tym zrobimy?

Taki post zamieściłem na swoim koncie na Instagramie pod koniec września br., będąc po dwóch następujących po sobie w krótkim czasie dyżurach na oddziale. W rozmowach z koleżankami i kolegami, podsumowując kolejne dni pracy, po raz kolejny wspólnie stwierdziliśmy, że nasz oddział nie potrzebuje konsultacji psychiatrycznych i psychologicznych, ale psychiatry i sztabu psychologów pracujących u nas na stałe!!!! Tylko skąd ich wziąć? 

Zajęty intensywną pracą oddziałową dopiero następnego dnia po publikacji postu zauważyłem na portalach internetowych nagłówki „Wstrząsający raport NIK o stanie psychiatrii dziecięcej”, „Jest dramat”, „Druzgocący raport NIK”. Czyżby nasze pediatryczne obserwacje znalazły odzwierciedlenie w państwowym dokumencie?

151 stron raportu. Podsumowanie znajduję na stronach NIK:

„W pięciu województwach nie funkcjonował żaden oddział psychiatryczny dzienny, a w województwie podlaskim brakowało oddziału całodobowego. Zdarzało się, że małoletni pacjenci trafiali na oddziały dla dorosłych.”

Po co w województwie oddział całodobowy psychiatrii dziecięcej skoro będzie muzeum disco polo?

„W Polsce 9 proc. dzieci i młodzieży poniżej 18 roku życia, czyli ok. 630 tys., wymaga pomocy  systemu lecznictwa psychiatrycznego i psychologicznego.” 

630 000 to mniej więcej liczba mieszkańców Poznania czy Gdańska.

A ilu specjalistów może się zająć tymi pacjentami?

„Pod koniec marca 2019 r. zawód psychiatry dzieci i młodzieży wykonywało 419 lekarzy, a 169 było w trakcie specjalizacji. Konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży wskazywał na brak ok. 300 lekarzy tej specjalności.” 

630 tysięcy na niecałe 600 lekarzy. A przypomnijmy, że psychiatria, jak każda dziedzina medycyny, ale ta w szczególności, to nie jest „drive thru” z możliwością przyjęcia kilkunastu pacjentów na godzinę. 

Gdyby ktoś chciał bliżej zapoznać się z raportem – więcej na https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/lecznictwo-psychiatryczne-dzieci-i-mlodziezy.html

Tymczasem dbajmy o zdrowie psychiczne swoje i naszego otoczenia.
Bądźcie zdrowi!

Janek Bukowski